Szanowni Państwo,

sprawy zaszły bardzo daleko. W odpowiedzi na Raport Rzecznika Finansowego, Związek Banków Polskich przygotował opinię [3], którą sygnował Prezes Krzysztof Pietraszkiewicz. Oczywiście należało się tego spodziewać a nawet należy się z tego cieszyć, że ZBP pokazuje swoje argumenty. Należy powiedzieć, że są to argumenty bardzo krępujące i wstydliwe dla strony bankowej. Po pierwsze ZBP używa metod erystycznych dla przykładu pisząc o "dywagacjach" autora raportu. Nie jest to język dyplomacji, jednak stało się dobrze, ponieważ ukazuje to poziom stresu i obnaża, że ZBP został zapędzony w ślepy róg. Strona mająca argumenty zgodne z prawem nie stosuje metod erystycznych - nie ma takiej potrzeby, skoro może użyć uczciwych argumentów.

Od wielu miesięcy przysłuchuję się argumentacji ZBP. Opiera się ona na kliku filarach. Jednym z nich jest przekonanie, że ZBP pełni rolę zbliżoną do roli Rządu Rzeczypospolitej, dając obywatelom Polski możliwość nabycia swoich upragnionych mieszkań. Należy powiedzieć z całą stanowczością, że ZBP nie jest Rządem Polski i to nie ono ma decydować o podaży pieniądza i wzmacnianiu budownictwa. Jeżeli to robi to ma to robić na polecenie NBP, Rządu i zgodnie z ich strategią. Robiąc inaczej po prostu robi z siebie organ łamiący zasady włączając Konstytucję Rzeczypospolitej.

Drugim filarem jest twierdzenie, że banki postępowały zgodnie z prawem. Tak bardzo zgodnie, że nikt w Polsce nie rozumie umów oferowanym klientom, a usłużni prawnicy, dziennikarze i inne ośrodki wpływu dwoją się i troją aby przekonać do tego, że umowy były prawomocne. Po co tyle starań? Wystarczy zapytać dlaczego jedne banki posługiwały się wieloma wzorcami umów? Czyż nie wystarczył jeden wzorzec poprawnie implementujący w miarę prosty przepis definiujący umowę kredytu art.69 Prawa bankowego? Skoro nie wystarczył to znaczy, że banki jednak coś zrobiły nie tak. Skoro wszystko stało się zgodnie z prawem, to spytajmy dlaczego np. Nordea wycofała się z polskiego rynku?

Najciekawszym filarem jest jednak aspekt historyczny i osadzenie kadry polskiej bankowości w czasach komunizmu. Słuchając argumentacji Prezesa Bańki o zasadzie waloryzacji i zasadzie swobody umów, czuję się jakbym czytał Zobowiązania prof.Czachórskiego z 1963 roku. Ów opisywał zarówno klauzule walutowe jaki i zasadę swobody umów właśnie w taki sposób jak to referuje przedstawiciel ZBP. Tylko, że prof.Czachórski opisywał to z perspektywy doświadczeń przedwojennych czerpiąc z dr Kosieradzkiego (1935). Należy podkreślić, że od 1920 roku ekonomia oraz sam pieniądz, przepoczwarzały się kilka razy. Najważniejsza różnica to ostateczne (ok.1970) zerwanie z parytetem złota czego konsekwencją było "uwolnienie" kursów walut. Tego już ani dr Brzozowski, będący ślepym kontynuatorem przemyśleń prof.Czachórskiego, ani tym bardziej Prezes Jerzy Bańka nie zauważyli. Dlaczego? Pewnie dlatego, że nie było im to na rękę. A może po prostu nie są zainteresowani rozwojem wiedzy. Ufam, że czas pokaże. W trakcie moich prac natknąłem się na poważne uchybienia w pracy naukowej dr hab. Adama Brzozowskiego. Sprawa jest w toku wyjaśnień; ufam, że niedługo będę mógł Państwa poinformować o wynikach.

Kolejnym bardzo historycznym aspektem tej niewątpliwie interesującej sytuacji, sięgającym czasów stalinizmu jest zapatrzenie się w orzecznictwo i rolę Sądu Najwyższego. Co chwilę przedstawiciele ZBP informują, że SN to, SN tamto. Ciekawym jest, że sprzyjające wyroki SN często mają w swoim składzie prof.Bączyka, którego można spotkać w stenogramach z prac Komisji Kodyfikacyjnej zatrudnionej przez komunistyczny rząd Z.Messnera do dostosowania przepisów prawa do II etapu reformy gospodarczej. Problem w tym, że było to 1986 roku - na 3 lata przed "obaleniem" komunizmu.

Prezes Pietraszkiewicz nie ukrywa, że w tym czasie pełnił funkcję dyrektora w Urzędzie Rady Ministrów, prezes mBank - Cezary Stypułkowski był w tym czasie doradcą prezesa Konsultacyjnej Rady Gospodarczej aby następnie piastować stanowisko doradcy premiera oraz sekretarza Komitetu Rady Ministrów ds. Reformy Gospodarczej [1]. W tej historycznie uwarunkowanej grupie mamy także dr Brzozowskiego, który był sekretarzem grupy pracującej nad wprowadzeniem zasady rebus sic stantibus włączając znaną nam "waloryzację umowną". Resztę życiorysów niech sprawdzą historycy. Dla mnie wygląda to jak towarzystwo przygotowane do pełnienie wieloletnich działań ochronnych przez komunistów realizujących II etap reformy gospodarczej. Dodam jeszcze, że jednym z celów tej reformy była transformacja systemu bankowego a jedną z technik - nielegalny skup długów PRL, zakończony aferą FOZZ.

Znany nam z orzeczeń Sądu Najwyższego prof.Mirosław Bączyk był w tym czasie doktorem prawa zajmującym się prawem bankowym. Robił to na zlecenie rządu komunistycznego. Należy zadać pytanie, czy będąc tak uwikłanym historycznie, powinien on orzekać w sprawach dotyczących swoich kolegów lub też mocodawców? Moim zdaniem nie, ale oczywiście jest to tylko moje zdanie. Kto ma czas i możliwości niech napisze list do archiwum zakładowego NBP z prośbą o udostępnienie archiwów zawierających nazwisko Bączyk. Jestem pewien, że dokumenty te ujawnią nie jedną ciekawą historię.

Dlaczego sięgam do życiorysów? Czy jest to fair? Czy nie jest to erystyka - atak ad persona? Nie. Nie jest to atak. Jest to niezbędny element poznawczy aby zrozumieć wypowiadane przez tych ludzi słowa oraz pojąć ich czyny i decyzje. By zrozumieć: ich przekonanie o ważności ich funkcji, ich butę, ich stosunek do przepisów prawa a także ich pogardę dla nas obywateli. Jeden z publicystów (chyba Stanisław Michalkiewicz) napisał, że komuniści zamienieni na kapitalistów muszą gnębić ludzi. Dlaczego? Dlatego, że przez całe lata wpajano do ich głów, że kapitalista gnębi lud pracujący. Skoro stali się kapitalistami do nie mają innego wyjścia. Tak ich nauczono. Czym skorupka za młodu...

Wracając do podejścia przedstawicieli ZBP do orzecznictwa, szczególnie Sądu Najwyższego, należy zauważyć, że podejście to zakłada, że wszyscy muszą ulec sile autorytetu SN, albo też że SN ma rolę prawotwórczą. Autorzy tych przemyśleń nie zauważyli, że nie żyjemy już w czasach komunizmu. W okresie PRL, SN maił wpływ na orzecznictwo we wszystkich sprawach - dokonywano tego m.in. przez wydawanie tzw. wytycznych wymiaru sprawiedliwości i praktyki sądowej, które były wiążące dla wszystkich sądów [2]. Tak już nie jest. To się zmieniło w 1989 roku. Tego jednak panowie zakorzenieni w PRL nie zauważyli.

Musimy zrozumieć aspekt historyczny, aby rozumieć wypowiadane przez nich słowa. Nie dajmy się zwariować. Prawda jest po naszej stronie. Oni muszą odejść, że przywołam sławne słowa Ś.P. Andrzeja Leppera, którego ruch wyrósł na sprzeciwie przeciwko zachowaniom bankowości lat 90-tych.

-Ryszard Styczyński

Referencje
[1] https://pl.wikipedia.org/wiki/Cezary_Stypułkowski
[2] http://www.rp.pl/artykul/215311-Kiedy-uchwala-Sadu-Najwyzszego-jest-wiazaca.html#ap-2
[3] https://zbp.pl/public/repozytorium/wydarzenia/images/Uwagi_ZBP.pdf