Szanowni Państwo,
do napisania felietonu zainspirowała mnie odpowiedź PKO BP na reklamację złożoną przez kolegę Zenona Frankenstera w sprawie kredytu Nordea. Nasza wspólna praca przynosi owoce. Dzięki wspólnemu wysiłkowi jesteśmy w stanie dostrzec, że środowisko bankowe utrzymuje wcześniej obrany kurs obnażania swojej ignorancji zasad prawa i ekonomii. Nie jestem pewien ale wygląda to jak hazardowy zakład prezesów (à la Wyścig Szczurów z Atkinsonem) który z nich bardziej wykpi system i klientów. Jak Państwo wiedzą mamy cztery grupy klientów doświadczalnych: denominowani, indeksowani, waloryzowani i grupa szczególna: Nordea. Złotówkowych kiwanych WIBOREM pominę, bo to już byłby z mojej strony sadyzm.
Czytając podręczniki, artykuły i doktoraty prawników oraz orzeczenia sądów traktujących o pieniądzu dostrzegam niski poziom wiedzy i ignorancję. W moim liście otwartym do ZBP napisałem, że świat będzie się z nas śmiał, gdy środowisko bankowe doprowadzi do uprawomocnienia waloryzacji zobowiązań kredytowych. Pisząc te słowa obnażyłem swoją niewiedzę i niezrozumienie tematu. Po pogłębieniu wiedzy stwierdzam, że świat już się z nas śmieje. Środowiska prawnicze muszą opowiadać dowcipy o Polakach nie rozumiejących swoich własnych przepisów prawa nie mówiąc o rozwoju wiedzy na temat pieniądza. Istne dzikusy gdzieś na peryferiach Europy. Na moje oko jesteśmy zacofani o jakieś 100 lat, ignorując dorobek świata w zakresie wiedzy o pieniądzu. Pozwolę sobie zauważyć, że znane chyba wszystkim określenie "miernik wartości" pochodzi z dorobku Kopernika, Smitha, Marksa, Keynes’a oraz innych myślicieli. Porażające jest, że żyjemy w kraju ignorującym widzę na temat pieniądza, pomimo posiadania takiej osobistości jak Mikołaj Kopernik, który poruszał te aspekty w swoich traktatach. Obawiam się, że w naszym prawie (od dekretu 1949) „miernik wartości” pojawił się w wyniku natchnienia autorów filozofią Marksa na temat pieniądza, przedstawioną w Kapitale (1867). Tak więc wisi nad nami nie tylko duch Bieruta, ale i myśl Marksa. Niezła wolna Polska. Wygląda na to, że nasi kochani naukowcy i prawnicy zrobili fajny użytek z 25 lat wolności. Każdy okopał się na mniej czy bardziej intratnej pozycji i ma w dupie rozwój wiedzy. Status quo! To jest to! Nie ma co!
Jest to porażające, jednak nie należy się temu dziwić biorąc pod uwagę nasze zacofanie wynikające z 50 lat okupacji i 25 lat chocholego tańca. Okres socjalizmu nie pozwolił nam rozwijać wiedzy na temat pieniądza i bankowości, trzymając ten obszar w objęciach ekonomii marksistowskiej. Wertując źródła prawnicze mogę wymienić jedną osobę dającą znaczący wkład w rozwój wiedzy o pieniądzu. Jest to Andrzej Stelmachowski, dzięki publikacji artykułu "Nominalizm pieniężny a waloryzacja". Artykuł jest z 1966 roku. Od tej pory cisho sza! Kulturalni ludzie nie rozmawiają o pieniądzach. Reszta akademików włączając prof. Czachórskiego, prof. Radwańskiego, potem dr Brzozowskiego dotyka tematu z niepokojącą lekkością i nutką ignorancji zasad prawa i ekonomii. Dużo lepiej wygląda omówienie zasady waloryzacji sądowej, głównie dzięki pracom dr Jastrzębskiego. Kwestie nominalizmu, pieniądza i waloryzacji automatycznej pozostają jednak w degradacji. Jeden z autorów podręcznika akademickiego, spytany przeze mnie o źródła wiedzy o art.358(1) wyparł się autorstwa. Jedyny autor podręcznika, który napisał coś innego, świeżego, niestandardowego okazał się ignorantem - człowiekiem który coś tam napisał, ale tak naprawdę nie wiedział dlaczego. Nie wymienię nazwy podręcznika, ale nadmienię, że jest to podręcznik akademicki z którego uczą się teraz studenci. Nie wróży to nic dobrego. Oznacza to że nowe pokolenie prawników będzie kompletnymi debilami ekonomicznymi. Słowo debil nie jest tutaj urągające, określa osobę, której rozwój został zahamowany z winy odeń niezależnej. Nie jest to leń czy nieuk, tylko osoba najzwyczajniej niedorozwinięta. Pobierając nauki z takich podręczników stać inaczej się nie może. Kraj nasz będzie rajem dla zachodnich korporacji. Degradacja naszej edukacji sięga zenitu. Nadzieja w studentach, który zorientują się, że ktoś ich oszukuje i zorganizują swoisty ruch oporu i podziemne komplety naukowe starające się utrzymać należyty stan wiedzy.
Przechodząc do meritum felietonu, przypomnę, że bank Nordea stosował najdziwniejszy wzorzec umowy, nie będący ani umową denominowaną, ani waloryzowana, ani też indeksowaną. Nordea oparła swój wzorzec na odroczonym w czasie określeniu kwoty kredytu wyrażonej w PLN na podstawie kwoty wyrażonej w walucie obcej. Pierwszy opisał to kolega Tomasz Nowak, nie podając jednak źródeł prawnych. Źródła te odczytałem czytając odpowiedź PKO BP na reklamację kolegi Zenona. Z odpowiedzi wynika, że prawnicy Nordea zastosowali mechanizm znany z ustalania ceny dla umowy sprzedaży art. 536 § 1. Zapewniam jednak, że jest to coś zupełnie innego niż dostępne narzędzia prawne art.69 p.b. a także coś zupełnie innego niż możliwość zmiany wartości nominalnej zobowiązania art.358(1) § 2. Pozornie podobne postanowienia k.c. są jednak narzędziami zupełnie innymi. Nie można utożsamiać zasad określania ceny z klauzulą waloryzacyjną. Nie zdziwiłbym się gdyby Nordea wycofała się z polskiego rynku gdy zdali sobie sprawę z tego błędu. Dostrzegając omyłkę, trudno sobie wyobrazić jej obronę przez sądem.
Kilka dni temu w sieci pojawił się komentarz do orzeczenia I C 2217/15 z którego wynika że sąd boi się wydać orzeczenie zgodne z literą prawa, konkludując że eliminacja klauzul indeksowych doprowadziłaby do straty banku. Wielkie nieba! Nie jestem specjalistą w tym zakresie, ale kołacze mi w uszach, że art.385(1) ma za zadanie ukarać przedsiębiorcę za stosowanie nielegalnych postanowień. Nikt nie zmuszał banku Milenium do stosowania niedozwolonych klauzul. Gdyby bank stosował legalne metody nie popadłby w kłopoty prawne. Bank zmuszony przez sąd po poniesienia kosztów powinien wezwać klientów do mediacji i zaproponować naprawę sytuacji prawnej np. poprzez wymianę umów kredytowych na bezwzględnie zgodne z prawem. W orzeczeniu znajduje się zapis, który szczególnie przykuł moją uwagę. Sąd zadaje pytanie czy "klauzulę indeksową" można zastąpić przepisem dyspozytywnym art.358(1) § 2. I tutaj pojawia się mój niepokój. Do tej pory sądziłem że klauzula indeksacyjna stosuje jako podstawę prawną art.358(1) § 2. Muszę się przyznać, że nie jestem świadom innej podstawy na stosowanie klauzuli indeksacyjnej, które jest pogwałceniem zasady nominalizmu. Ufam, że jest to wynik mojej niewiedzy. Jeżeli jednak jest inaczej i nie ma takiej podstawy to należy zadać pytanie dlaczego sąd udaje że można stosować klauzulę indeksacyjną? Zakładam, że umowa jest zawarta przed 2011 rokiem, gdy rozszerzono art.69 p.b. o dopuszczalność indeksacji.
Jakiś czas temu natrafiłem na tłumaczenie banku, że kredyt indeksowany nie zawiera w sobie klauzuli waloryzacyjnej, lecz jest umową kredytowej opartą o zasadę̨ swobody umów. Dokładnie to samo usłyszałem na spotkaniu z przedstawicielami ZBP na temat waloryzacji kredytu. Swoboda zawierania umów jest mantrą środowisk bankowych. Powtarzając ją, autorzy zapominają jednak że swoboda kontraktowa, wyrażona art.353 k.c., ograniczona jest jednocześnie ustawą oraz zasadami współżycia społecznego. Indeksacja kredytu stanowi pogwałcenie art.69 który literalnie wyraża konieczność zwrotu wykorzystanej kwoty kredytu nie upoważniając banku do jakichkolwiek innych zysków niż wynikających z prowizji i oprocentowania. Jeżeli ten argument jest niejasny to dodam, że indeksacja jest pogwałceniem zasady nominalizmu. Przypomnę, że pierwszy powojennej Polsce taki pogląd utrwalił w piśmiennictwie prof. Czachórski, zaznaczając także że jest to operacja nielegalna.
Będę wdzięczny za pomoc w zrozumieniu natury prawnej klauzuli indeksacyjnej. Jeżeli bank nie stosuje art.358(1) § 2 oznacza to, że stosuje postanowienia k.c. z 1964 roku. W tej sytuacji należy powiedzieć, że operacja taka jest nielegalna. Poucza o tym prof. Czachórski w podręczniku Zobowiązania - zarys wykładu z roku 1968 (str.100-101). Czyni to także prof. Radwański z podręczniki Prawo Zobowiązań (1986). Swoją drogą to co robi Milenium nie jest klauzulą indeksacyjną; jest to klauzula walutowa faktycznie wyrażająca wartość zobowiązania w walucie obcej. Przed zmianami k.c. z roku 2009 tego typu konstrukcja była nielegalna łamiąc zasadę walutowości.
Powyższe przypadki wzorca umów banku Millenium i banku Nordea pokazują ignorancję środowiska bankowego. Jest to o tyle porażające, że nikt inny jak właśnie środowisko bankowe powinno dbać o poprawność stosowania przepisów prawych związanych z pieniądzem. Jeżeli tego nie robią to są podwójnie winni. Banki komercyjne działają w Polsce na podstawie specjalnych koncesji i stanowią bardzo ważny element gospodarki. Za swe błędy powinny ponosić odpowiedzialność i odpowiednie kary. Nie widzę w tym niż dziwnego.
Pozostaje mi się jeszcze wytłumaczyć z wizerunku Marksa. Zagłębiając się w zagadnienie zauważyłem już, że system bankowy ma za nic prawo rzymskie, otarliśmy się o pomocną dłoń ruskiego agenta Bieruta. Finalnie zrozumiałem, że środowisko bankowe odrzucając dorobek europejski w zakresie wiedzy o pieniądzu zakotwiczyło się w filozofii Karola Marksa. Marksiści także ignorowali pieniądz; bolszewicy go nawet na jakiś czas wycofali z rynku. Marks rozważał miernik wartości dochodząc do błędnych wniosków. Jak znalazł patron naszych perełek bankowości.
-Ryszard Styczyński
wywołany do tablicy pozwolę sobie na małe wyjaśnienie.
W/g mojego dzisiejszego stanu wiedzy kredyt banku NORDEA jest jedynym kredytem denominowanym, który literalnie wypełnia art. 69 PrBank po nowelizacji w 2011.
Dlaczego? Bo zgodnie z nowelizacją k. indeksowane i denominowane są kredytami złotowymi. I w tym duchu jest sformułowana umowa banku NORDEA.
Kłopot jest natomiast w tym, że umowa ta nie do końca odpowiada PrBank sprzed nowelizacji - bo nie określa bezpośrednio kwoty kredytu, tylko nakazuje ją wyliczyć w przyszłości. A jasno określona kwota jest składnikiem przedmiotowo istotnym (wymaganym) takiej umowy.
Co z tym zrobić? Nie wiem. Na to pytanie będą musiały odpowiedzieć sądy. Ale w/g mnie NORDEA jako jedyny bank prawidłowo odczytała intencje (sens) kredytów denominowanych (k. złotowy, którego równowartość jest wyrażona w CHF).
Jest jeszcze inne zasadnicze pytanie - skoro k. denominowane są złotowymi, to jak traktować umowy, w których mamy bezpośrednie odwołanie do CHF i takież ustanowione hipoteki?
Tego typu klauzula była wcześniej niedozwolona w świetle art.69 p.b. który wymagał (essentialia negotii) ścisłego określenia kwoty i waluty kredytu. Tego typu kontrukcja znana była jednak z umowy sprzdzaży (art.535), która umożliwiała określenie ceny towaru na postawie dodtkowych warunków (art.356).
Art. 535. Przez umowę sprzedaży sprzedawca zobowiązuje się przenieść na kupującego własność rzeczy i wydać mu rzecz, a kupujący zobowiązuje się rzecz odebrać i zapłacić sprzedawcy cenę
Art. 536. § 1. Cenę można określić przez wskazanie podstaw do jej ustalenia
Podobnie jest z umową dzierżawy i kilkoma innymi. Opisuję to w jednym z artykułów, opisywał to dr. Brzozowski w swej habilitacji. Operacja znana dla sprzedaży nie była jednak legalna dla art.69 przed rokiem 2011.
Nie wiem jak Nordea mogła odczytać prawidłowo sens kredytu denominowanego skoro taka definicja nie istniała w czasie emisji umów kredytowych. Dotarłem do opisów Truszkiwicza (1999) i Molisa (2005), które są jednak delikatnie mówiąc błędne w świetle obowiązującego wtedy prawa. Czy znalazł Pan opis tego kredytu w piśmiennictwie prawnicznym z okresu przed 2011 rokiem? Interesujące są opisy z lat 2000-2005. Dziekuję.
Nordea nie musiała znać definicji k. denominowanego przed 2011, bo wiedziała że wszystkie kredyty "frankowe" są kredytami złotowymi. Oprócz tych tzw. dewizowych, które są najczęściej udzielane firmom na potrzeby rzeczywistego handlu z zagranicą (gdzie są potrzebne np. prawdziwe dolary, a nie PEWEXowskie bony dolarowe ;-).
Proszę zauważyć, że NBP i SN w komentarzach też przypominają o "złotówkowości" tych kredytów - i robią to nie na podstawie ustawy anty-spreadowej (którą właśnie oceniają), tylko na podstawie wcześniejszych praw. I w/g mnie tym prawem jest PrBank, które mówi, że do kreacji pieniądza w Polsce uprawione są tylko banki działające na terenie Polski (dla wyjaśnienia - w tzw. kredycie dewizowym nie ma kreacji pieniądza w walucie).
Na podobnej zasadzie kreacji franka szwajcarskiego mogą dokonywać banki z terenu Szwajcarii. I o tym Nordea oczywiście wiedziała. Bo nie może kreować pieniądza dłużnego w walucie obcej, tak samo jak nie może drukować frankowych banknotów.
Dlatego też uważam, że niektóre opinie Truszkiewicza, które Pan cytuje, mogą być jednak prawdziwe.
Proszę łaskawie przeczytać komentarze pod moim w wpisem z 11.12.15 - tak wyjaśniłem troszkę więcej ten temat: https://plus.google.com/108992790066580432806/posts/f5igsPS4VhL
Wydaje mi się, że dopinamy naszą wiedzę w zakresie modeli wzorców umów kredytowych. Ostatnim, dla mnie niezrozumiałym elementem była umowa Nordea. Teraz mogę powiedzieć, że model ten rozumiem, i dzieki Panu, potrafię nazwać. Model użyty przez Nordea jest klasycznym zastosowaniem "klauzuli walutowej". Na poziomie zobowiązań k.c. jest to model nielegalny dla kredytu bankowego art.69 p.b. w brzmieniu przed 2011. Klauzula taka mogła być użyta w sprzedaży, dzierżawie, etc. jednak dzieje się tak ponieważ przepisy szczegółowe na to pozwalają. Opisuję to w artykule [1] jest to także opisane w doktrynie. Przepis szczegółowy art.69 p.b. na coś takiego jednak nie zezwalał. Nie zezwala na to także art.358(1) par.2, mimo że niektórzy uważają że tak jest. Waloryzacja nie jest klauzulą towarową jest mechanizmem ustalającym wartość zobowiązania a nie ją wyznaczającą. Opisuję to w artykule opublikowanym wczoraj [2], przedstawiając jak doszło do złej interpretacji przepisów. Opisuję tot także w artykule [3].
Wątki kreacji pieniądza są wątkami ważnymi, ale nie mającymi związku z sednem zasad walutowości, nominalizmu i waloryzacji. Są to wątki równoległe, podobnie jak kwestie finansowania akcji kredytowej (depozyty, swap, etc.) Ponieważ mam ograniczone możliwości intelektualne, muszę pozostać na poziomie księgi zobowiązań. A w tym obszarze klauzula walutowa i rozważania Truszkiewicza (1999) są nielegalne w okresie przed ustawą antyspreadową. Nie ukrywam, że mogą mieć sens, jednak pozostają nielegalne. W artykule [2] wykazuję, że klauzule walutowe i złota były odrzucone we Francji już w 1920 roku, co ładnie opisuje Levy (1966). Ich nielegalność zaznaczają także prof.Czachórski oraz prof. Radwański. Z rozpędu o tym pisze (raczej przepisuje po prof.Czachórskim) także dr Brzozowski. prof.Radwański wymienia co prawda klauzulę walutową, jednak podaje przykład z zakresu sprzedaży, omyłkowo umieszczając ten opis w sekcji "waloryzacja umowna".
Pozostaje zadać pytanie jak to się stało, że Z.Truszkiwicz na 10 lat przed ustawą antyspreadową opisał jej działanie oraz dlaczego nie zmieniono prawa przed rozpoczęciem akcji kredytowej tylko czekano z tym 10 lat. Ufam, że sądy będą wydawały prawidłowe werdykty respektując zasadę nie działanie prawa wstecz.
Referencje:
1.http://styczynski.blogspot.co.uk/2015/11/nominalizm-w-umowach-cywilno-prawnych-w_21.html
2. http://styczynski.blogspot.co.uk/2016/01/rozwoj-mysli-na-temat-nominalizmu-i.html
3. http://styczynski.blogspot.co.uk/2015/12/waloryzacja-umowna-bedaca-fundamentem.html
Mówimy o tym samym - w naszych ocenach umowa, która nie specyfikuje bezpośrednio kwoty kredytu (przed 2011), jest wątpliwa prawnie. Natomiast po roku 2011 jest dozwolona.
Co do Truszkiewicza i Molisa - ma Pan absolutnie rację - goście dosyć niechlujnie dokonali "spisu z natury" (czyli opisali praktyczną procedurę bankową), a nie dokonali gruntownej analizy prawnej. A ważna jest definicja każdego słowa!
Osobiście uważam, że to co Truszkiewicz zawarł w swoim zdaniu pierwszym i drugim ("Przyjmuje się, że udzielany kredyt może być wyrażony także w innej walucie niż waluta polska ...") - na skutek rozmycia słowa "wyrażony" - odnosi się także do kredytów indeksowanych. Truszkiewicz mógł mieć na myśli np. taką konstrukcję jak: "kwota kredytu 100'000PLN co zostanie przeliczone na CHF w dniu ..., w/g tabel ...". A więc kredyt zostanie później wyrażony w CHF.
W/g mnie termin "wyrażony" nie jest równoznaczny z terminem "udzielony" (miałem kiedyś na ten temat dyskusję z Mec Czabańskim, ale każdy pozostał przy swoim zdaniu). A "udzielony" z "wypłaconym".
Jeśli pożyczę Panu szklankę cukru to możemy to później "wyrazić" zarówno w gramach, kilogramach, jak i tonach - a dług jest ten sam. Stąd konstrukcja typu: " kredyt 100'000 udzielony w złotych (szklanka cukru), a wyrażony później w CHF (zważony w gramach)" - jest dla mnie OK. Co nie zmienia faktu, że zgadzam się z Panem, że chyba nie można jej stosować do kredytów (można do innych form umów prawnych).
Molis natomiast tak "popłynął", że szkoda komentować.
Podobnie uważam, że termin "klauzula walutowa" jest mylący. Powinniśmy używać raczej "klauzula kursowa", albo "klauzula kursu walutowego". Dzięki temu dla wszystkich było by oczywiste, że klauzula owa NIE zmienia waluty kredytu (bo kurs waluty jest zasadniczo indeksem, a nie pieniądzem).
Ale ogólnie Pańska analiza jest przednia. Gratuluję!
w kalejdoskopie prawników znajduje się jeszcze Grzegorz Żmil, na kórego powołuje się Molis zastanawiając się czym jest waluta (pst!). Pan Żmij napisał artykuł (2003) na temat rozważań czy zasada walutowości dotyczy wyrażania czy relalizacji zobowiązania. Artykuł skopiowałem z mikrofilmu w Bibliotece Narodowej. Bardzo proszę się z min zapoznać, szczególnie w kontekście polemiki z J.Czabańskim. Proszę zauważyć, że Żmij (2003) błędnie przypisuje art.358(1) par.2 cechy klauzuli walutowej. W artykule nie postarał się nawet wykonać analizy prawniczej - robi podobnie jak Truszkiewicz i Molis - czy to wirus jakić? Żmij błędnie powołuje się na orzeczenie SN 14/92, przywołując wyrwane z kontekstu słowa sądu. Znam to orzeczenie - sąd nie zajmował się w tej sprawie dopuszczalnością klauzuli walutowej, tylko waloryzacją sądową zobowiązania wyrażonego w walucie obcej. Na temat klauzuli walutowej wypowiedział się nijako przy okazji. W sumie nie rozumiem dlaczego, bo nie wnosi to nic do rozważanej sprawy. Zastanawiam się czy doktryna, na siłę dopychając kolanem, nie starała się zinterpretować waloryzacji umownej w sposób umożliwiający nagięcie tego przepisu do zastosowania klauzuli walutowej. Jak się jednak na tym zastanowić, to klauzula walutowa nijak nie mieści w polskim prawie.
Dla mnie litera prawa zasady walutowści jest bardzo czytelna i mówi o wyrażaniu zobowiązania.
Art.358 § 1. Z zastrzeżeniem wyjątków w ustawie przewidzianych, zobowiązania pieniężne na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej mogą być wyrażone tylko w pieniądzu polskim.
Zachowanie podczas realizacji zobowiązania czyli świadzczenie, zdefinowane jest natomiast zasadą nominalizmu.
Art. 358(1) § 1. Jeżeli przedmiotem zobowiązania od chwili jego powstania jest suma pieniężna, spełnienie świadczenia następuje przez zapłatę sumy nominalnej, chyba że przepisy szczególne stanowią inaczej.
Walutowość mówi że zobowiązania muszą być wyrażone PLN, a nominalizm, że zapłata następuje w wartości nominalnej wyrażonej w zobowiązaniu. Ładnie się to dopina. Nie wiem skąd u prawników polskich niechęć do pieniądza polskiego, tak wielka, że na siłę starali się uprawomocnić klauzule walutowe. Jak się głębiej zastanowić, to klauzula walutowa jest nielegalna. Próbuję ją zaakcpetować, ale nie daję rady. Proszę pozwolić, że posłużę się przedstawionym przez Pana przykładem. Mamy tutaj dwa przypadki: (1) klient ma zapłacić kwotę PLN, wyrażoną w CHF, oraz (2) klient ma zapłacić kwotę CHF, wyrażoną w PLN. Wyrażenie zobowiązania w walucie obecej podpada pod prawo dewizowe, w walucie polskiej - kodeks cywilny. W obu jednak przypadkach zasada nominalizmu uniemożliwia zastosowanie klauzuli walutowej, ponieważ zawsze musi wystąpić jenolitość pomiędzy walutą realizacji i zaciągnięcia zobowiązania.
Wracając się do Pańskiego przykładu. Proszę zauważyć, że waga szklanki cukru wyrażona w gramach jest stała. Zawsze wynosi tyle samo, tak więc można to odnieść do sytuacji gdy określona wartośc zobowiązania wynosi 10 zł a Pan płaci 1000 groszy. Związek zł do gr jest stały i wynosi zawsze 100 gr/zł. Waluty zachowują się inaczej. Rozważmy kredyt 100'000 udzielony w złotych (szklanka cukru), a wyrażony później w CHF (zważony w gramach). Abstarachując od kredytu, szklanki i gramów, jest zobowiązaniem wyrażonym w CHF a wypłaconym w PLN. Przeliczenie waluty zostało zrobione za bazie zasady swobody umów, jednak w tym przypadku podstawą zobowiązania jest CHF. Wyśmienicie omawia to sąd w orzeczeniu IV CSK 377/10.
Jako ciekawostkę dodam, że jeszcze przed wojną można było wyrazić zobowiązanie w wielu walutach jednocześnie w taki sposób, że można było zapłacić 100PLN lub 25CHF. Prawdopodobnie było to spowodowane związaniem walut ze złotem i sztywnym kursem wymiany. Echo tego typu rozliczenia można znaleźć w podręczniku prof.Czachórskiego (1999):
Przykładem jest zobowiązanie, w którym dłużnik z tytułu pożyczki, ceny kupna lub tp. ma zapłacić wierzycielowi 200000 zł. albo 5000 dol., albo 20000 fr. franc, itp.
Powiedzenie, że pożyczamy 100'000 złotych a oczekujemy zwrotu 25'000 CHF, jest czymś kuriozalnym. Jest moim kredytem :) Ale to już omawialiśmy wiele razy.
Jeżeli znajdzie Pan czas to proszę zapoznać się z pracą W.Kosieradzkiego (1935) oraz Levy (1966). Obu wspomniałem w artykule. Szczególnie warto przeczytać artykuł prof.Levy (1966) - jest to raptem kilka, niezwykle wartościowych, stron. Levy tłumaczy dokładnie dlaczego porzucono klauzulę złota i walut i zaczęto stosować klauzule indeksacyjne. Gdzieś pomiędzy pojawiła się zasada "sliding scale" odnosząca wartość płac do zmian wartości koszyka towarów. Świat przez to wszystko przechodził 80 lat temu, co robili nasi ekonomiści i prownicy w tym czasie? Mam bolesne wrażenie, że cel hitlera i stalina został osiągnięty - nasze społeczeństwo zosało pozbawione elit intelektualnych.
Posługuje się Pan aparatem matematycznym. Na temat można spojżeć od strony jednostek. Klauzula walutowa ma jednostkę np. CHF/PLN. Waluta krajowa i obca także mają jednostki. Cechą klauzuli indeksowej jest brak jednostki - przykładowo inflacja jest wyrażona %. Dlatego zastosowanie klauzuli indekacyjnej nie narusza zasady walutowości. Jest to moja robocza, lekko matematyczna, interpretacja zagadnienia. Wydaje mi się że jest to zgodne z Pańską propozycją "klauzuli kursowej".
Dziękuje ze polemikę.
-Ryszard Styczynski
Referencje:
Kosieradzki W. (1935). Zobowiąania w walutach zagranicznych, https://drive.google.com/file/d/0ByDcOdN-T_PVbU5rUUpkVW1jSFU/view?usp=sharing
Levy J.P. (1966) Sliding scale or indekxation clauses ion french law, https://drive.google.com/file/d/0ByDcOdN-T_PVV1NMcm1VQzIwczQ/view?usp=sharing
Żmiuj G. (2003). Zasada walutowości... Rzeczpospolita nr 31, rok 2003, https://drive.google.com/file/d/0ByDcOdN-T_PVUkhIRUdBdFp1aGc/view?usp=sharing
Styczyński R. (2015, 10) Czytanie prawa I, https://plus.google.com/+RyszardStyczynski/posts/NqJdMqiHvoc
Pożyczamy szklankę cukru i taką objętość powinniśmy zwrócić (zasada nominalizmu). Ponieważ buraki w danym roku mogą być mniej lub bardziej słodkie (inflacja / deflacja), to ew. objętość szklanki można skorygować (waloryzacja), np +10%. I to jest jasne.
Teraz kwestia sporna - klauzula walutowa (indeksowa).
Jak dobrze zrozumiałem p. Ryszarda, zgodnie z klauzulą walutową tylko owe 10% wynikające z waloryzacji można wyrazić innym miernikiem, np. w gramach (proszę mnie skorygować jeśli coś pokręciłem). Podczas gdy doktryna przyjmuje, że klauzula walutowa odnosi się do długu początkowego (1 szklanka = 200g).
W efekcie, zamiast 1 szklanki cukru drobnoziarnistego, który pożyczyliśmy, bank każe nam oddać dwie szklanki cukru gruboziarnistego (bo to taka sama masa). Ale to już nie ma nic wspólnego z ilością cukru w cukrze (inflacja - waloryzacja).
Co do jednostki klauzuli walutowej - to jest ona bezwymiarowa. Bo kurs CHFPLN jest zarówno w liczniku jaki mianowniku (występuje przecież dwukrotne przeliczenie walut). Mój obecny dług to 300'000 x (4/2).
Ułamek 4/2 jest stosunkiem kursów CHFPLN - odpowiednio: dziś i w chwili zaciągania kredytu.
A teraz sprawa najważniejsza - związana też z orzeczeniem IV CSK 377/10. ... ale idę na obiad.
... (godzinę póżniej) - już jestem po ...
Są trzy zasadnicze kwestie, o których warto pamiętać:
1) Umowa dotyczy dwóch przedsiębiorców (towarzystwa inwestycyjnego oraz banku), zatem sąd mógł przyjąć, że mamy do czynienia de facto z kredytem tzw. dewizowym, a nie tzw. denominowanym. Jest różnica!
2) Została ustanowiona hipoteka w Euro, której nikt nie oprotestował. Zatem sąd już nie wnikał.
3) Orzeczenie jest z marca 2011, a wiemy, że pod koniec roku 2011 zarówno SN, oraz dwukrotnie NBP (instytucja, która najlepiej zna się na kredytach), a nawet Rada Prawna przy ZBP - przy komentarzach do znowelizowanego PrBank jednoznacznie stwierdziły, że k. indeksowane / denominowane są złotowymi.
W tym świetle zatem orzeczenie IV CSK 377/10 należy uznać jako błędne.
Jeszcze jakiś czas temu uważałem, podobnie jak p Ryszard, że konstrukcja: waluta kredytu w Euro, obsługa w PLN, jest k. walutowym. Bo to jest zgodne z logiką prawa (i tak np. uważają Węgrzy w ich KC). Coś mi jednak nie bardzo pasowało, i dlatego nazwałem to w swojej prezentacji kredytem "dwu-walutowym". Ale okazuje się, że w Polsce (chyba ze względu na ekonomiczną mechanikę takiego kredytu, w którym kreacja pieniądza następuje najpierw w walucie lokalnej) poważne instytucje zarówno prawne, podatkowe, jak i bankowe - uważają taki kredyt za złotowy.
Obecny stan wiedzy (który ciągle ewoluuje) pozwala mi stwierdzić, że jedynym kredytem walutowym jest tzw. dewizowy - w którym nie ma wymian CHF-PLN (i spreadów).
Czyli w/g mnie kredyt denominowany jest:
- udzielony w PLN
- wyrażony w CHF
- obsługiwany w PLN, albo w CHF od 2011.
(kwestia czy do 2009 mógł być wyrażony w CHF jest otwarta: zasada walutowości vs. pr. dewiowe).
Jak widać zamieszanie jest duże, nie tylko wśród nas, amatorów, ale nawet wśród sądów. Ale im dłużej zajmujemy się tematem - tym bardziej jesteśmy w stanie wyczyścić tę stajnię Augiasza ;-).
Na marginesie warto wspomnieć, że na siłę staramy się wcisnąć konstrukcję: kredt + swap + wymiana walut w ramy prawne sprzed 2011 - co może z definicji okazać się przedsięwzięciem skazanym na porażkę ;-)
sprawa się wyjaśna. Używa Pan nazwy "kaluzula walutowa" jako synonimu "klauzuli indeksowej". Są to dwa różne narzędzie. Ładnie to opisuje Levy (1966). Proszę zauwazyć, że klauzula walutowa w.g. Levy ma sens tylko gdy obie waluty są związane z złotem.
Following a remarkably long period of monetary stability, France abandoned the gold standard in 1914. Thereupon, private individuals sought to reinstate gold in their contracts by means of any of three basic contractual provisions: (1) the gold clause,by which gold, either in pieces or by weight, was established as the material instrument of payment; (2) the gold-asset clause, by which gold was taken simply as the cur- rency of reckoning, i.e. the means of calculating the sum due, and pay- ment made in bank notes; or (3) the foreign money clause, by which the currency of another country faithful to gold was adopted as the currency either for payment or, more frequently, for computing the sum due.
Opis klauzul przedstawia także Czachórski (1963):
a) tzw. klauzula złota, ustanawiająca obowiązek świadczenia wprawdzie w dowolnych znakach pieniężnych, lecz według ich wartości w stosunku do ceny złota w chwili wymagalności długu; b) tzw. klauzula walutowa, ustanawiająca obowiązek świadczenia w dowolnych znakach pieniężnych, lecz według wartości w stosunku do waluty obcej, którą strony oznaczyły; c) tzw. klauzula indeksowa, ustanawiająca obowiązek świadczenia w dowolnych znakach pieniężnych, lecz po uprzednim ostatecznym ustaleniu sumy pieniężnej według wartości (cen) pewnych towarów, jak zboże, bydło itp.
To co robią prof.Radwański (1984+), Brzozowski (1994+) to już czyste wariactwo wynikające z niezrozumienia tematu. Nie będę ich tutaj cytował.
Banki tak naprawdę zastosowały klauzulę walutową, poprzez wyrażenie wysokości zobowiązania w walucie obcej. Poruszaliśmy ten temat poprzednio i zdaję sobie sprawę, że ostatecznie działa to jak kauzula indeksacyjna, przedstawiona przez Pana powyżej. Problemem jest jednak sposób użycia mechanizmu przez system. Abstrachując od poszczególnych typów umów, każdy z nas posiada harmonogram spłat wyrażony w walucie obcej, gdzie jednostką jest waluta obca, a sama klauzula przeliczeniowa posiada jednostki w postaci kursu waluty. Jest to pogwałcenie zasady walutowości. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy umowa podlega pod prawo dewizowe, jednak nasze umowy (żadna z nich) taka nie jest - opisuje to mec.Orski. Gdy nie nastąpiło fizyczne udostępnienie dewiz, umowa nie podlega pod dzałanie prawa dewizowego.
Ciekawa jest sprawa hipoteki. Moim zdaniem, a przyjąłem je dzięki Panu, hipoteka świadczy o walucie kredytu. Orzeczenie 377/10 nie musi być błędne. Proszę auważyć, że:
Powód utrzymywał, że przedmiotowy kredyt wyrażony został w złotych, a strony umowy ustaliły jego kwotę za pomocą klauzuli walutowej (art. 3581 § 2 k.c.), wobec czego wpis hipoteki był sprzeczny z treścią zobowiązania dłużnika osobistego i powinien ulec wykreśleniu.
W tym przypadku to nie sąd z strona skarżąca nie rozumie czym jest klauzula walutowa i art.358(1) par.2. Sąd może się natomiast mylić, czy tego typu umowa podlega pod prawo dewizowe (patrz mec.Orski). Ciekawe jest także, że hipoteka obciążona jest z oprocentowaniem, co w/g mojej wiedzy jest nielegalne (a napewno było w roku 2000 na podstawie prawa z 1982 roku). Porzućmy 377/10 - nie jest to meritum sprawy. Ważne jest abyśmy doszli do konsesnsusu w rozróżnieniu klauzuli walutowej i indeksacyjnej.
Podsumowując chciałbym, abyśmy doszli do zgody w kolejnej sprawie - nielegalności kredytów w których zobowiąznaie jest wyrażone w pieniędzu obcym. Tego typu konstrukcja łamie zasadę walutowości.
Art.358 § 1. Z zastrzeżeniem wyjątków w ustawie przewidzianych, zobowiązania pieniężne na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej mogą być wyrażone tylko w pieniądzu polskim.
-Ryszard Styczyński
Zarówno co do nielegalności wyrażenia kredytu w walucie obcej przed 2009, oraz co do klauzuli walutowej.
W odniesieniu do tej ostatniej ja podnoszę, że w znaczeniu jak rozumieją ją banki - to powinna raczej nazywać się "indeksowa". Bo nie byłoby wtedy prawnych "tańców na rurze" z dowodzeniem, że w KC jest mowa tylko o pieniądzu polskim (chociaż przecież nie jest to literalnie zaznaczone, i znalazł Pan kiedyś takie orzeczenie SN, które odwołuje się do znaczenia językowego i tłumaczy, że to jest każdy pieniądz, a nie tylko polski). Ani nie było by głupiego tłumaczenia, że pieniądz obcy w klauzuli to nie pieniądz. I po trzecie nie było by tłumaczenia, że jak klauzula obejmuje koszyk walut - to już jest indeksowa, a nie walutowa. Więc uważam, że bardziej elegancko jest nazwać ją od razu indeksową i tyle.
Nie wiem natomiast, czy do końca rozumiem Pana odczytanie różnic w definicjach przypadku Levego i Czochórskiego:
" ...(3) the foreign money clause, by which the currency of another country faithful to gold was adopted as the currency either for payment or, more frequently, for computing the sum due."
Co tłumacze jako: " ... klauzula walutowa, w której wykorzystano (zaadaptowano) walutę obcą powiązaną ze złotem, jako walutę płatności, albo częściej do wyliczenia należnej kwoty (sumy)".
To że Levy odnosi się do waluty wciąż powiązanej ze złotem, jako w domyśle bardziej stabilnej, nie dziwi. Ale jak dobrze pamiętam od 1972 już żaden kraj nie ma pełnej wymienialności waluty do złota. Nawet dla bezpiecznej Szwajcarii jest to obecnie tylko kilkanaście procent (jak coś nie pokręciłem).
I jak widać Levy dopuszcza dwie wersje: (1) do wykorzystania CHF jako waluty spłaty, gdy kredy jest w PLN, albo częściej (2) do obliczenia należnej kwoty (zobowiązania?) w CHF (a o wypłacie i spłacie nic nie pisze, czyli dalej PLN).
Podobnie Czachórski: "b) tzw. klauzula walutowa, ustanawiająca obowiązek świadczenia w dowolnych znakach pieniężnych, lecz według wartości w stosunku do waluty obcej, którą strony oznaczyły".
Co ja czytam jako: spłacasz dalej w PLN, ale w/g wartości zobowiązania wyrażonego w CHF.
Czy coś mylę, czy czyta to może Pan jakoś inaczej? B. proszę o wyjaśnienie.
BTW - Prawo dewizowe można legalnie łatwo obejść. Wystarczy, że kontrakty (np. swapy) nie wymagają rzeczywistej dostawy walut - a strony rozliczają tylko różnice wynikające z kontraktów. Tak robili zagraniczni inwestorzy w Polsce, gdy prawo dewizowe było bardzo restrykcyjne (np. kontrakty NDF - Non-deliverable forward). Podejrzewam, że podobnie mogło być z naszymi k. denominowanymi.
mówimy o tym samym, używając innych słów. Fajnie, że ustlaliliśmy określenie kaluzul przeliczeniowych jako "kaluzula indeksowa". Niestety prawnicy nie wykonali dostatecznej pracy aby zrozumieć zagadnienie pieniądza. Opisuję to w ostatnich artykułach. Wynikiem tego jest, jak ładnie to Pan nazwał, taniec na rurze. Szkoda tylko, że naszym kosztem. Dlaczego właściwą nazwą jest indeksowa? Daltego, że indeksem jest zmiana wartości waluty indeksującej w czasie trwania umowy. Taka jest definicja indeksu. Takim samym indeksem jest inflacja, tylko że jest to wartość wyznaczana raz w roku. Takim indeksem będzie indkes cen koszyka towarów, etc.
Musiałem omyłkowo wywrzeć wrażenie, że Levy i Czachórski piszą coś innego. Piszą to samo, tylko, że Levy opisuje to poprawnie i systematycznie, a Czachórski troszkę miesza. Moim zdaniem w wyniku tego pomieszania nasza doktryna się pogubiła. Prof. Czachórski był autorem głównego podręcznika o zobowiązaniach z którego uczyły się pokolenia prawników. Levy wyraźnie rozgranicza klauzule złota, walut i indeksowe, wykazując że te ostatatnie są najbardziej rozwiniętą formą ustalania ostatecznej wysokości wartości świadczenia (specjalnie używam słów art.358(1) par.2). Ufam, że znalazł Pan czas na przeczytanie artykułu Levy. Jeżeli nie to polecam - to jest tylko kilka stron. Lektura obowiązkowa - szczególnie dla nas amatorów ;-)
Proszę zauważyć, że Czachórski pisze to co pisze, po czym dodaje że jest to nielegalne w świetle przepisów z 1963, czyli k.c. sprzed zmian 1990. Jak wykazuję, że jest nilegalne po 1990 roku, ponieważ art.358(1) par.2 dipuszcza użycie klauzuli indeksacyjnej. Tylko i wyłącznie indeksacyjnej.
Bardzo możliwe, że bankwość wykombinowała w jaki sposób transferować kapitały przy pomocy swap i wewnętrznym indeksowaniu zapisów w księgach bankowych. W ostatnim artykule opisuję historię Invest Banku co to obsługiwał lokaty waloryzowane... System bankowy przygotowywał się jakiś czas do omijania prawa. Wypracowali metody, które zapewne zostały zastosowane na nas. Ale czy doszli do konensusu? Nie. Banki nie były pewne, która metoda jest zgodna z prawem, czego objawem są znane nam cztery warianty umów "walutowych".
trochę mnie olśniło odnośnie swobody umów (różna waluta zobowiązania i wykonania).
Zamieściłem p.s. pod moim wpisem na G+ odnośnie systemu finansowego w Polsce (gdzie podkreślam brak możliwości kreacji franka przez polskie banki). Nie ma sprzeczności między art. 353 1 k.c. a tym co piszę. Proszę tam łaskawie zerknąć.
Zatem wciąż uważam, iż IV CSK 377/10 jest błędne.
A właściwie powinien napisać, że orzeczenie jest zgodne z literą prawą i dowodami (umowa, hipoteka, przedsiębiorca), tylko umowa przygotowane przez bank była lewizną.
Pogubiłem się w komentarzach. Nie wiedzę argumentacji. Polecam dwa artykuły: jeden z maila oraz ten: https://drive.google.com/file/d/0ByDcOdN-T_PVR1NLQWxGU2lXazA/view?usp=sharing
Żmij jest cytowany przez Molisa. Możemy ROBOCZO uznać Żmija z eksperta od rozliczeń międzynarodowaych - napisał doktorat właśnie o tym. Bank nie może kreowac pieniądza, ale może pożyczać dewizy. Moim zdaniem CSK 377/10 mówi o takiej sytuacji. Nie wiem czy o tym już rozmawialiśmy, ale bank pożycza pieniądze które ma w swoich aktywach. Bank nie pożycza pieniędzy z powietrza. Proces opisuje NBP: https://www.nbportal.pl/__data/assets/pdf_file/0018/34812/system-bankowy-jak-to-dziala.pdf
Czyli, jeżeli bank nie miał CHF w depozytach, lub w ostateczności swapach, to 377/10 opisuje pozorną umowę.
Publikacja NBP - fajna. Nie znałem jej wcześniej, ale opisuje to co zawarłem w swoim PDFie. Czyli właśnie proces kreacji pieniądza, czyli "tworzenie z powietrza" (proszę np. zobaczyć słowa kluczowe, albo 1wsze zdanie na str 5). Aktywa dla banku to właśnie to co Pan ma oddać (dla banku to jest aktywo - bo na tym zarabia). Część stwierdzeń w dokumencie już nieaktualna - przynajmniej w/g teorii Banku Anglii.
Żmija mi Pan chyba nie podesłał - dostałem 2x Czecha.
Odnośnie tego ostatniego - mam jakieś lekkie wątpliwości. Np. używa zamiennie pożyczka i kredyt, itd. Ale papier ogólnie wartościowy, bo porządkuje wiedzę. Dziękuję.