Szanowni Państwo,

do napisania felietonu zainspirowała mnie odpowiedź PKO BP na reklamację złożoną przez kolegę Zenona Frankenstera w sprawie kredytu Nordea. Nasza wspólna praca przynosi owoce. Dzięki wspólnemu wysiłkowi jesteśmy w stanie dostrzec, że środowisko bankowe utrzymuje wcześniej obrany kurs obnażania swojej ignorancji zasad prawa i ekonomii. Nie jestem pewien ale wygląda to jak hazardowy zakład prezesów (à la Wyścig Szczurów z Atkinsonem) który z nich bardziej wykpi system i klientów. Jak Państwo wiedzą mamy cztery grupy klientów doświadczalnych: denominowani, indeksowani, waloryzowani i grupa szczególna: Nordea. Złotówkowych kiwanych WIBOREM pominę, bo to już byłby z mojej strony sadyzm. 

Czytając podręczniki, artykuły i doktoraty prawników oraz orzeczenia sądów traktujących o pieniądzu dostrzegam niski poziom wiedzy i ignorancję. W moim liście otwartym do ZBP napisałem, że świat będzie się z nas śmiał, gdy środowisko bankowe doprowadzi do uprawomocnienia waloryzacji zobowiązań kredytowych. Pisząc te słowa obnażyłem swoją niewiedzę i niezrozumienie tematu. Po pogłębieniu wiedzy stwierdzam, że świat już się z nas śmieje. Środowiska prawnicze muszą opowiadać dowcipy o Polakach nie rozumiejących swoich własnych przepisów prawa nie mówiąc o rozwoju wiedzy na temat pieniądza. Istne dzikusy gdzieś na peryferiach Europy. Na moje oko jesteśmy zacofani o jakieś 100 lat, ignorując dorobek świata w zakresie wiedzy o pieniądzu. Pozwolę sobie zauważyć, że znane chyba wszystkim określenie "miernik wartości" pochodzi z dorobku Kopernika, Smitha, Marksa, Keynes’a oraz innych myślicieli. Porażające jest, że żyjemy w kraju ignorującym widzę na temat pieniądza, pomimo posiadania takiej osobistości jak Mikołaj Kopernik, który poruszał te aspekty w swoich traktatach. Obawiam się, że w naszym prawie (od dekretu 1949) „miernik wartości” pojawił się w wyniku natchnienia autorów filozofią Marksa na temat pieniądza, przedstawioną w Kapitale (1867). Tak więc wisi nad nami nie tylko duch Bieruta, ale i myśl Marksa. Niezła wolna Polska. Wygląda na to, że  nasi kochani naukowcy i prawnicy zrobili fajny użytek z 25 lat wolności. Każdy okopał się na mniej czy bardziej intratnej pozycji i ma w dupie rozwój wiedzy. Status quo! To jest to! Nie ma co! 

Jest to porażające, jednak nie należy się temu dziwić biorąc pod uwagę nasze zacofanie wynikające z 50 lat okupacji i 25 lat chocholego tańca. Okres socjalizmu nie pozwolił nam rozwijać wiedzy na temat pieniądza i bankowości, trzymając ten obszar w objęciach ekonomii marksistowskiej. Wertując źródła prawnicze mogę wymienić jedną osobę dającą znaczący wkład w rozwój wiedzy o pieniądzu. Jest to Andrzej Stelmachowski, dzięki publikacji artykułu "Nominalizm pieniężny a waloryzacja". Artykuł jest z 1966 roku. Od tej pory cisho sza! Kulturalni ludzie nie rozmawiają o pieniądzach. Reszta akademików włączając prof. Czachórskiego, prof. Radwańskiego, potem dr Brzozowskiego dotyka tematu z niepokojącą lekkością i nutką ignorancji zasad prawa i ekonomii. Dużo lepiej wygląda omówienie zasady waloryzacji sądowej, głównie dzięki pracom dr Jastrzębskiego. Kwestie nominalizmu, pieniądza i waloryzacji automatycznej pozostają jednak w degradacji. Jeden z autorów podręcznika akademickiego, spytany przeze mnie o źródła wiedzy o art.358(1) wyparł się autorstwa. Jedyny autor podręcznika, który napisał coś innego, świeżego, niestandardowego okazał się ignorantem - człowiekiem który coś tam napisał, ale tak naprawdę nie wiedział dlaczego. Nie wymienię nazwy podręcznika, ale nadmienię, że jest to podręcznik akademicki z którego uczą się teraz studenci. Nie wróży to nic dobrego. Oznacza to że nowe pokolenie prawników będzie kompletnymi debilami ekonomicznymi. Słowo debil nie jest tutaj urągające, określa osobę, której rozwój został zahamowany z winy odeń niezależnej. Nie jest to leń czy nieuk, tylko osoba najzwyczajniej niedorozwinięta. Pobierając nauki z takich podręczników stać inaczej się nie może. Kraj nasz będzie rajem dla zachodnich korporacji. Degradacja naszej edukacji sięga zenitu. Nadzieja w studentach, który zorientują się, że ktoś ich oszukuje i zorganizują swoisty ruch oporu i podziemne komplety naukowe starające się utrzymać należyty stan wiedzy.

Przechodząc do meritum felietonu, przypomnę, że bank Nordea stosował najdziwniejszy wzorzec umowy, nie będący ani umową denominowaną, ani waloryzowana, ani też indeksowaną. Nordea oparła swój wzorzec na odroczonym w czasie określeniu kwoty kredytu wyrażonej w PLN na podstawie kwoty wyrażonej w walucie obcej. Pierwszy opisał to kolega Tomasz Nowak, nie podając jednak źródeł prawnych. Źródła te odczytałem czytając odpowiedź PKO BP na reklamację kolegi Zenona. Z odpowiedzi wynika, że prawnicy Nordea zastosowali mechanizm znany z ustalania ceny dla umowy sprzedaży art. 536 § 1. Zapewniam jednak, że jest to coś zupełnie innego niż dostępne narzędzia prawne art.69 p.b. a także coś zupełnie innego niż możliwość zmiany wartości nominalnej zobowiązania art.358(1) § 2. Pozornie podobne postanowienia k.c. są jednak narzędziami zupełnie innymi. Nie można utożsamiać zasad określania ceny z klauzulą waloryzacyjną. Nie zdziwiłbym się gdyby Nordea wycofała się z polskiego rynku gdy zdali sobie sprawę z tego błędu. Dostrzegając omyłkę, trudno sobie wyobrazić jej obronę przez sądem.

Kilka dni temu w sieci pojawił się komentarz do orzeczenia I C 2217/15 z którego wynika że sąd boi się wydać orzeczenie zgodne z literą prawa, konkludując że eliminacja klauzul indeksowych doprowadziłaby do straty banku. Wielkie nieba! Nie jestem specjalistą w tym zakresie, ale kołacze mi w uszach, że art.385(1) ma za zadanie ukarać przedsiębiorcę za stosowanie nielegalnych postanowień. Nikt nie zmuszał banku Milenium do stosowania niedozwolonych klauzul. Gdyby bank stosował legalne metody nie popadłby w kłopoty prawne. Bank zmuszony przez sąd po poniesienia kosztów powinien wezwać klientów do mediacji i zaproponować naprawę sytuacji prawnej np. poprzez wymianę umów kredytowych na bezwzględnie zgodne z prawem. W orzeczeniu znajduje się zapis, który szczególnie przykuł moją uwagę. Sąd zadaje pytanie czy "klauzulę indeksową" można zastąpić przepisem dyspozytywnym art.358(1) § 2. I tutaj pojawia się mój niepokój. Do tej pory sądziłem że klauzula indeksacyjna stosuje jako podstawę prawną art.358(1) § 2. Muszę się przyznać, że nie jestem świadom innej podstawy na stosowanie klauzuli indeksacyjnej, które jest pogwałceniem zasady nominalizmu. Ufam, że jest to wynik mojej niewiedzy. Jeżeli jednak jest inaczej i nie ma takiej podstawy to należy zadać pytanie dlaczego sąd udaje że można stosować klauzulę indeksacyjną? Zakładam, że umowa jest zawarta przed 2011 rokiem, gdy rozszerzono art.69 p.b. o dopuszczalność indeksacji. 

Jakiś czas temu natrafiłem na tłumaczenie banku, że kredyt indeksowany nie zawiera w sobie klauzuli waloryzacyjnej, lecz jest umową kredytowej opartą o zasadę̨ swobody umów. Dokładnie to samo usłyszałem na spotkaniu z przedstawicielami ZBP na temat waloryzacji kredytu. Swoboda zawierania umów jest mantrą środowisk bankowych. Powtarzając ją, autorzy zapominają jednak że swoboda kontraktowa, wyrażona art.353 k.c., ograniczona jest jednocześnie ustawą oraz zasadami współżycia społecznego. Indeksacja kredytu stanowi pogwałcenie art.69 który literalnie wyraża konieczność zwrotu wykorzystanej kwoty kredytu nie upoważniając banku do jakichkolwiek innych zysków niż wynikających z prowizji i oprocentowania. Jeżeli ten argument jest niejasny to dodam, że indeksacja jest pogwałceniem zasady nominalizmu. Przypomnę, że pierwszy powojennej Polsce taki pogląd utrwalił w piśmiennictwie prof. Czachórski, zaznaczając także że jest to operacja nielegalna.
Będę wdzięczny za pomoc w zrozumieniu natury prawnej klauzuli indeksacyjnej. Jeżeli bank nie stosuje art.358(1) § 2 oznacza to, że stosuje postanowienia k.c. z 1964 roku. W tej sytuacji należy powiedzieć, że operacja taka jest nielegalna. Poucza o tym prof. Czachórski w podręczniku Zobowiązania - zarys wykładu z roku 1968 (str.100-101). Czyni to także prof. Radwański z podręczniki Prawo Zobowiązań (1986). Swoją drogą to co robi Milenium nie jest klauzulą indeksacyjną; jest to klauzula walutowa faktycznie wyrażająca wartość zobowiązania w walucie obcej. Przed zmianami k.c. z roku 2009 tego typu konstrukcja była nielegalna łamiąc zasadę walutowości. 

Powyższe przypadki wzorca umów banku Millenium i banku Nordea pokazują ignorancję środowiska bankowego. Jest to o tyle porażające, że nikt inny jak właśnie środowisko bankowe powinno dbać o poprawność stosowania przepisów prawych związanych z pieniądzem. Jeżeli tego nie robią to są podwójnie winni. Banki komercyjne działają w Polsce na podstawie specjalnych koncesji i stanowią bardzo ważny element gospodarki. Za swe błędy powinny ponosić odpowiedzialność i odpowiednie kary. Nie widzę w tym niż dziwnego. 

Pozostaje mi się jeszcze wytłumaczyć z wizerunku Marksa. Zagłębiając się w zagadnienie zauważyłem już, że system bankowy ma za nic prawo rzymskie, otarliśmy się o pomocną dłoń ruskiego agenta Bieruta. Finalnie zrozumiałem, że środowisko bankowe odrzucając dorobek europejski w zakresie wiedzy o pieniądzu zakotwiczyło się w filozofii Karola Marksa. Marksiści także ignorowali pieniądz; bolszewicy go nawet na jakiś czas wycofali z rynku. Marks rozważał miernik wartości dochodząc do błędnych wniosków. Jak znalazł patron naszych perełek bankowości.

-Ryszard Styczyński