Szanowni Państwo,
komentarz powstał w celu publikacji pod artykułem "Bankowcy o pomyśle szefa PKO BP ws. kredytów mieszkaniowych: To rewolucja", ale wydawca napisał, że "Komentarz zawiera treści niedozwolone."
Jestem wzruszony, szczerze wzruszony, widząc gdy duet redakcyjny Popiołek&Samcik pisze prawdę. Tym razem napisali nawet najczystszą prawdę. Czym innym, niż kryształową, a raczej diamentową, prawdą, jest zdanie "Taki bank brał depozyt klienta i przetwarzał go na kredyt hipoteczny". Łzy samoistnie zrosiły poliki moje, czytam, łaknę, co będzie dalej się naprawdę boję. Póki co powtórzę, połechczę się trochę:
"Taki bank brał depozyt klienta i przetwarzał go na kredyt hipoteczny"
"Taki bank brał depozyt klienta i przetwarzał go na kredyt hipoteczny"
"Taki bank brał depozyt klienta i przetwarzał go na kredyt hipoteczny"
"Taki bank brał depozyt klienta i przetwarzał go na kredyt hipoteczny"
Czy bank, którego "koszt pozyskania środków był niski", brał "brał depozyt klienta i przetwarzał go na kredyt hipoteczny", czy jednak zadłużał się za granicą aby obsłużyć patriotyczną akcję kredytową omijającą haniebne stawki NBP, jak nas pouczają różnego rodzaju niezależni eksperci? Czy bank nie ryzykował, aby zebrać pieniądz szwajcarski będący jedyną drogą pomocy zwykłym polskim rodzinom "dążyć do szybkiego zaspokojenia swoich potrzeb materialnych"? Ot na te pytania jak na razie w 40 milionowym, a i światłym (min. 17.5% inż.), kraju odpowiedzi jasnej nie było. A tu masz! Ogólnopolski dziennik opiniotwórczy pisze, że żadnych pożyczek dewizowych nie było, tylko "Taki bank brał depozyt klienta i przetwarzał go na kredyt hipoteczny". A do tego "Koszt pozyskania środków był niski, więc i marża kredytu mogła być atrakcyjna.". Powtarzam się, bo warte to zdanie jest powtórzenia ze sto razy. Chustką ocieram wzruszenia łzy, i tak jeszcze godziny będzie ze trzy. A do tego jeszcze "koszt pozyskania środków był niski", więc przez lata miał bank na kredytach krociowe tu zyski.
Ale uważny odbiorca komunikatów publicznych, spyta się dlaczego, po co, jak to możliwe? Przecież kredyty we "franku" są we "franku" znaczy walutowe, znaczy dewizowe, znaczy importowe, to przecież to szwajcarski pieniądz, oznaczany, zgodnie z ISO 4217, kodem CHF. Jakie depozyty klientów? Przecież klienci banków w Polsce nie mają miliardów Swiss Franc zdeponowanych na kontach. Przecież naród zarabia w polskim pieniądzu! Jestem pewien, ja to wiem! Ehh...tam ja! Cała telewizja wie, i eksperci, aktorzy, też inne dziennikarze i autorytety, i piszą o tym wszystkie gazety, wyścielające łaskawie klozety. Toż z czego te "frankowe" pożyczki cię brały? Pyta Polak i duży a i szczeniak mały i z wrażenie przeciera swe błyszczące gały.
Ano możliwe. W 40 milionowym kraju, na skraju cywilizacji europejskiej, tuż obok biedy, występuje bezkresny ocean możliwości. A jak jeszcze zwęszy się interes? Ohhooohoo..... to już naprawdę nie ma problemu. Fersteien? Dlaczego nie fersteien? My wszystko fersteien. Proszę bardzo pan spocznie, pan usiądzie, pan poczeka, się załatwi...
No i depozyty klientów się w końcu na coś przydały. Przy aferze ze spakulantami opcjami walutowymi co przez trzy lata bogacili się kuszeni gwarantowanych zyskiem, zamiast zająć się np. wytopem szkła w hucie Krosno, czas przyszedł na szaraków, bez mieszkań Polaków. Akcja kredytowa już gotowa! Tyle kasy leci że aż boli głowa! No ale nie można kredytów udzielać w walutach, napisał ktoś kiedyś w czarnych, pięknych butach:
Art. 58 ust. 1. k.c. Z zastrzeżeniem wyjątków w ustawie przewidzianych, zobowiązania pieniężne na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej mogą być wyrażone tylko w pieniądzu polskim.
Napisał to pół biedy, ale jak to się stało, że po transformacji rynkowej, to toto zostało! O rety! Rok 2006 a ten zapis jeszcze tu jest? To gdzie był Śp.TGWJ co to w Art. 13 ustawy z dnia 28 lipca 1990 podpisał że klauzula Art 358-1 ust. 3. k.c."w razie istotnej zmiany siły nabywczej pieniądza po powstaniu zobowiązania" nie tyczy się "kredytów bankowych". No gdzie? Dlaczego Art. 58 ust. 1. k.c. nadal tam jest?
Ojojoj! Banki nie mogły udzielać kredytów dewizowych bo ograniczał to Kodeks Cywilny. A że bardzo chciały to jakoś to zrobić musiały; a i cała Europa (ta biedniejsza, zacofana, nieświadoma nowego smaku instytucji społecznego zaufania) już crack (wróć!) credit brała to i my! Bankierzy myśleli, myśleli, myśleli i wymyślili że zastosują starą jak świat "indeksację" czyli pomnożą to i owo i będzie fajowo. Oj rety! Czy indeksacja to nie jakiś "instrument pochodny"? Oh! Przecież EU poucza wersami MIFiD, że tak wciskać konsumentowi, "instrument pochodny" to interes banków niegodny! No nie! Tego już za wiele, indeksację zmieniły na waloryzację i polskie obywatele nie połapały się nawet po naukach w kościele. No a skoro już indeksowały czy też waloryzowały to sobie wytworzyły "inny niż pieniądz miernik wartości" mały kuszone ponęęęęęttttttnyyyym zapisem:
Art.385-1 ust. 2. k.c. Strony mogą zastrzec w umowie, że wysokość świadczenia pieniężnego zostanie ustalona według innego niż pieniądz miernika wartości.
Ohh...miło połechtało to chciwych fin-gości, co można wytworzyć z "innego niż pieniądz miernika wartości". P Poczytały, poszperały, poszukały i franciszka co był ich zyskom miły, spłodziły. A że walutami kredytować nie mogły, ups choć bardzo chciały, to tylko tę szacowną nazwę wykorzystały i tak "franki" na całą Polskę rzucone zostały. No ale to "frank", co jest "innym niż pieniądz miernikiem wartości" ma wspólnego z pieniądzem szwajcarskim, kodem CHF przez mądrych ichmości? Ano nic! Nic mu do niego! Ano nie, skoro kredyty są w PLN spisane, przelane i zabezpieczane! A tylko dla hecy, znacznego zysku oraz odurzenia emerytów i rencistów "waloryzowane".
A tak poważniej na koniec. Skoro nasze fin-panki, indeksują "innym niż pieniądz miernikiem wartości", nazywając to jeszcze waloryzacją, ku naszej radości, to może omijają tym iuris cogentis "zasadę walutowości"? Eh...nie! O nie! To by było złamanie prawa a raczej próba obejścia ustawy, a to nie w banków stylu! Nie żeby zaraz naruszenie "zasad współżycia społecznego", było brzydkie, no bo w sumie tak, bez okłamywania konsumenta, nie można; no nie da się; nie u nas; nie na granicy cywilizacji. Oj, ale gorzej że dawno temu ustawodawca oświadczył, a Śp.TGWJ znów się nie dopatrzył (był już stary czy to te dziwne jego okulary?):
Art.58 ust.1. k.c. Czynność prawna sprzeczna z ustawą albo mająca na celu obejście ustawy jest nieważna, chyba że właściwy przepis przewiduje inny skutek, w szczególności ten, iż na miejsce nieważnych postanowień czynności prawnej wchodzą odpowiednie przepisy ustawy.
A to już sprawa ustawodawcy. Jakoś się to obejdzie, wyjaśni... Na jak nie, to kurs PLN podkręcimy, zadłużenie zwiększymy albo ich po prostu zmienimy. Ostatecznie, bach! W roku 2008 krach. No i zaczęto prawo porządkować aby je do kredytów dostosować. Lobbyści, dentyści, bankierzy, czekiści - wszyscy się zgrali, jeszcze parlamentarzystów wezwali, i prawo wspólnie pozmieniali. Wsparli to też analitycy, politycy i inżynierowie, niejeden z nich coś na ten temat w dalszym ciągu powie.
-Ryszard Styczynski
P.S. Smutne tylko, że na Prawdę popytu tu nie ma. Dwa trafne komentarze. Ot co! A gdzie rzesze trolli? Tych miłych, wynajętych, których prawda boli? Zaspali? Może jeszcze wrócą? Może o pieniądze się za pracę kłócą? Och boję się, że pieniędzy jednak nie dostali, ci ludzie prości, mali, przez PRopagandystów w mamonę zasilani.